accessible

Numery archiwalne

Cenzor 5/54

Pożegnanie maturzystów

29 kwietnia, podobnie jak w wielu innych szkołach w całej Polsce, odbyło się u nas oficjalne i uroczyste   pożegnanie tegorocznych maturzystów. Całej uroczystości towarzyszył sztandar szkoły, który  został przekazany w ręce uczniów klas II.

 

 

Pierwszą część akademii wypełniło wręczenie świadectw z wyróżnieniem, a także nagród i listów gratulacyjnych uczniom, którzy odnieśli różne sukcesy bądź swą postawą przysłużyli się szkole.

Drugą zaś częścią było przedstawienie, przygotowane przez uczniów klasy II d pod kierunkiem pani Teresy Urbańskiej. Zgodnie z tradycją uczniowie wszystkich klas drugich ufundowali drobne upominki, a mianowicie tzw. perełki, czyli książeczki z życiowymi sentencjami.

Dzień ten dla większości  trzecioklasistów był bardzo emocjonalny. Popłynęło wiele łez. Łez szczęścia, wzruszenia, a może  żalu i tęsknoty za spędzonymi tu latami, za  zawartymi tu przyjaźniami, pierwszymi poważnymi związkami. Te wszystkiego wspomnienia, miejmy nadzieję, że w większości przyjemne, niewątpliwie będą towarzyszyć maturzystom przez całe życie.

Nasze szkolne mury w tym roku opuściło 200 abiturientów.

Wszystkim życzymy sukcesów na maturze oraz w dalszym życiu.

mb

Witaj majowa jutrzenko…

Dnia 29 kwietnia  montażem słowno-muzycznym przygotowanym przez uczniów klasy II a i I g, pod kierunkiem pań Alicji Smoktunowicz i Aliny Wolszczuk, uczciliśmy kolejną rocznicę uchwalenia Konstytucji III maja.

Akademia w postaci przedstawienia, ukazała wydarzenia towarzyszące powstaniu konstytucji. Uczniowie wcielili się w rolę Polski oraz trzech zaborców: Austrii, Prus i Rosji. Chłopcy z klasy I g zagrali polskich Sarmatów i króla. Doskonale zaprezentowali cechy szlachty: porywczość, kłótliwość i krzykliwość. Widzowie mieli również okazję posłuchać recytacji wierszy.

Zaś trzeciego maja poczet sztandarowy wraz z dyrekcją naszej szkoły złożył kwiaty pod pomnikiem Tadeusza Kościuszki.

Konstytucję podpisano w roku 1791. Nie uratowała ona Polski jako państwa, ale jej zasługą jest to, że ocaliła naród.

 

„ROBIĘ W CZŁOWIEKU”

Spotkanie z Adamem Woronowiczem

W niedzielę 15 maja w Siemiatyckim Ośrodku Kultury odbyła się projekcja filmu pt. „Popiełuszko. Wolność jest w nas” . Seans poprzedziło spotkanie z odtwórcą głównej roli – Adamem Woronowiczem, artystą pochodzącym z Białegostoku, absolwentem Wydziału Aktorskiego Akademii Teatralnej w Warszawie. Aktor wcielający się w postać ks. Jerzego Popiełuszki opowiadał m.in.  o początkach kariery, pracy na planach  filmów  „Popiełuszko. Wolność jest w nas” oraz „Pamiętnik z Powstania Warszawskiego”, znajomości z Piotrem Adamczykiem czy też nowej produkcji z jego udziałem pt.”Uwikłanie”, której premiera przewidziana została na 3-go czerwca.

 

 

„Robię w człowieku.” W ten żartobliwy sposób Woronowicz puentuje charakter swojej profesji. Pomimo tego, że niejednokrotnie grywał w serialach, otwarcie przyznaje, że w pewnym sensie praca ta odbiera aktorowi wrażliwość. Dlatego też, osobiście woli grę w teatrze lub na planie zdjęciowym, przy czym nigdy nie potrafiłby wybrać pomiędzy jednym a drugim. Pytany o to, czy nie obawiał się zaszufladkowania swojej osoby po zagraniu roli ks. Popiełuszki, odpowiada zwięźle i z uśmiechem: „Nie”. Można by przypuszczać, że artysta mający na swoim koncie role w filmach takich jak „Rewers”, „Święty interes” mógłby  uważać się za gwiazdę. Nic bardziej mylnego. Adam Woronowicz określa siebie zaledwie mianem „niszowego aktora”. Z wielkim szacunkiem i podziwem wspomina swoich mistrzów, wśród których padają nazwiska Gustawa Holoubka czy  Zbigniewa Zapasiewicza.

A jakie są jego  marzenia związane  z tworzeniem kolejnych kreacji filmowych? Otóż, w przyszłości chciałby wcielić się w postać Bruna Schultza, autora niezapomnianych „Sklepów cynamonowych”. Oczywiście, nie mogło również obejść się bez pytania dotyczącego ulubionych filmów samego Adama Woronowicza. W odpowiedzi na nie  aktor wylicza niemal jednym tchem „Ojca Chrzestnego”, „Człowieka z marmuru”, „Ziemię obiecaną” i „Człowieka z żelaza”. To czy Woronowicz jest „niszowym” aktorem, czy nie, dla wielu może stanowić kwestię sporną. Osobiście uważam, że warto będzie bliżej przyjrzeć się rozwojowi jego kariery, która  dopiero teraz zaczyna nabierać tempa, a sam aktor nie pokazał jeszcze w pełni, na co go stać.

 

Wątpiąca

SZKOLNA DEBATA

Niedawno w naszej szkole odbyła się debata na temat zamknięcia drzwi naszej szkoły w następnym roku szkolnym. Przybyły na nią wytypowane dwójki z każdej z klas naszej szkoły. Przewodniczyły jej panie dyrektor Bożena Krzyżanowska oraz Bożena Czerkas Czerkas.

Debata rozpoczęła się przedstawieniem zasad obowiązujących podczas jej trwania. Już na samym początku pani dyrektor zaznaczyła, że chciałaby, aby takie debaty stały się stałym punktem życia szkolnego. Kolejną zapowiedziała na październik.

Temat debaty był bardzo trudny i ciężko było w tej kwestii dojść do porozumienia między dyrekcja a gronem uczniowskim. Uczniowie byli zgodni, co do tego nie ma wątpliwości: „chcemy wychodzić na zewnątrz podczas przerw”.

Padało wiele propozycji, jedne byłe żartobliwe (tak mi się przynajmniej wydawało, chociaż być może autor miał inne zamiary), inne zaś bardzo sensowne. Pojawiła się propozycja utworzenia w szkole palarni, na co oczywiście, chyba nie ma, co tu się dziwić, pani dyrektor nie przystała. Inną była sugestia, by na przerwach zezwalać na opuszczenie budynku przez uczniów, którzy ukończyli osiemnaście lat. Pani dyrektor odrzuciła i tę propozycję, uzasadniając, że w szkole nie ma podziałów na dorosłych i niedorosłych, wszyscy bowiem są uczniami. Dodała również, że byłaby to dyskryminacja. Inny pomysł zakładał, że istniałaby możliwość wychodzenia z budynku, ale nieopuszczania terenu szkoły.

Podczas debaty niestety nie udało się opracować sposobu zaradzenia postawionemu problemowi, ale myślę, że zostały „przełamane lody” między uczniami a dyrekcją, a to jest już dużym osiągnięciem. Uważam, że takie debaty są bardzo dobrym pomysłem. Pozwalają poznać dwie strony medalu, pozwalają uczniom poznać poglądy dyrekcji, a dyrekcji -poglądy uczniów.

Uczestniczącawdebacie

PS Na debacie okazało się, że będziemy mieli gdzie usiąść na przerwach, bowiem dyrekcja zakupiła nowe ławki. Brawo!

 

Decydujmy razem!

Z korzyścią dla wszystkich.

8 czerwca b.r. w szkole muzycznej odbyło się spotkanie zorganizowane przez Burmistrza Miasta w związku z pracami nad przygotowaniem Miejskiego Programu Przeciwdziałania Narkomanii.

Na zebraniu zgromadzili się:

  • Piotr Siniakowicz – Burmistrz Miasta Siemiatycze
  • Agata Androsiuk – animator partycypacji społecznej
  • Krystyna Wolanin – pełnomocnik burmistrza ds. zapobiegania narkomanii

oraz zaproszeni goście (dyrektorzy szkół, samorządy uczniowskie, policja). Na początku głos zabrał Piotr Siniakowicz- Burmistrz Miasta Siemiatycze, który zaprezentował założenia projektu „Decydujmy razem”. Następnie  pani Agata Androsiuk  przedstawiła działania projektowe dotyczące  Siemiatycz. Pani Krystyna Wolanin zaś pokazała i omówiła na prezentacji  statystyki związane ze znajomością skutków brania i nazw narkotyków/ środków odurzających, przedstawiła też zauważone problemy  uczniów siemiatyckich gimnazjów oraz naszej szkoły. Wyraziła także zaniepokojenie  wynikami  wcześniej przeprowadzonej ankiety.

„Decydujmy razem” to pilotażowy projekt budowania i testowania mechanizmów partycypacji w stu ośmiu gminach i powiatach z terenu całej Polski.  Partycypacja oznacza, że w decydowaniu o najważniejszych sprawach społeczności lokalnych mogą uczestniczyć wszyscy, którzy ich wagę dostrzegają.

„Decydujmy razem” to w efekcie :

  • Upowszechnienie modelu partycypacji w społecznościach lokalnych
  • Dostarczenie społecznościom i władzom lokalnym narzędzi monitorowania i oceny stanu partycypacji
  • Opracowanie i przygotowanie wdrożenia ogólnopolskiego systemu wspierania partycypacji do prawnego systemu wykonywania zadań samorządów i administracji lokalnej.

PP

 

Przez weneckie lustro

Najgroźniejsi w szkole!

Co więcej, nie zaprzyjaźnił się nawet z innym przedstawicielem swego gatunku, ze względu na chorą ambicję i zazdrość, ze względu na to, że tamten będzie lepszy.

Lizusy całoroczne

Są wszędzie, w każdej szkole, w każdym urzędzie. Jednak ja skupić się chcę na tych szkolnych. Kto z nas nie spotkał ich na swojej drodze, w czyjej klasie ich nie było. W dzisiejszych czasach stanowią chyba nie odłączny element społeczeństwa.

Wydawałoby się, że lizus to lizus., że w tej akurat grupie nie ma żadnych podziałów, żadnych różnic między ich „zacnymi” przedstawicielami. Ja jednak, jak zwykle z resztą, chcę z tym polemizować.

Pierwszą grupą są „lizusy całoroczne”.” Pani Grażynko to, Pani Grażynko tamto”,”ależ oczywiście pomogę pani”. Lizusy z natury często komponują się z kujonami. Średnia minimum 5, 3.Osiągnięta na ogół własnym wysiłkiem, połączonym z „owocna współpracą z nauczycielem”.

Odrzucony ze środowiska młodzieży lizus spędza czas na zajęciach pozalekcyjnych, na tzw. kołach zainteresowań, gdzie pojawia się kolejna możliwość przypodobania się  zacnym profesorom. Często pojawia się na ustach kolegów. Niestety nie doceniają jego zasług, mówiąc jedynie o tym, że wszystko, co osiągnął, zawdzięcza nie swojej pracy, a wzorcowym kontaktom z nauczycielem, jednak w gruncie rzeczy nie musi być to prawda, bo, jak już wcześniej wspomniałam, sam z siebie dużo pracuje i posiada nie lada umiejętności. Na ogół skonfliktowany ze swoja klasą, ponieważ w ciągu swojej pracy nad nauczycielami zapomina o interesach kolegów. Nie pomaga im, a niekiedy wręcz przeciwnie-wpływa niekorzystnie na ich sprawy. Byłam  kiedyś świadkiem  zajścia, które doskonale to zilustruje.

W klasie matematycznej, gdzie rzecz jasna wszyscy nienawidzili język polski, okazało się, że nie ma matematyki, wszyscy byli zadowoleni, że  idą do świetlicy. Znalazła się jednak pewna niewiasta, która poszła do polonistki i powiedziała, że mają okienko, dodając:
- "czy nie zechciałaby pani na naszej wolnej godzinie zrobić nam polskiego?".

Dziewczyna po tej akcji została nazwana Czarownicą, ale chyba nic w tym dziwnego. Jak już pisałam, ze względu na swoje działania proprofesorskie lizus nie ma raczej zbyt licznego grona przyjaciół. Co więcej, nie zaprzyjaźnił się nawet z innym przedstawicielem swego gatunku, ze względu na chorą ambicję i zazdrość, ze względu na to, że tamten będzie lepszy. Brak towarzystwa wpędza lizusy w kompleksy, te z kolei rodzą potrzebę dobrych wyników w szkole, a one z kolei prowadzą do izolacji. W ten sposób tworzy się błędne koło.

Lizusy sezonowe

Innym rodzajem lizusów, są „lizusy sezonowe”. Na ogół dusze towarzystwa, niekiedy lekko zdemoralizowane, rozrabiaki. Ich lizusostwo przychodzi z końcem semestru, kiedy nastaje czas wystawiania ocen. W gruncie rzeczy nieszkodliwe dla środowiska.

Najgroźniejszy typ

Jest jeszcze jeden rodzaj lizusów, zauważany i określany takim mianem przez mało kogo. Moim zdaniem jednak najgroźniejszy społecznie. Reprezentuje go osoba niepozorna, właściwie całkiem w porządku.

Początek roku. Liceum. Nowa klasa. Nasz bohater przez pierwsze pół roku nie może odnaleźć się w żadnej grupce klasowej. Dlatego komplementuje jedną z grupek, przerwę spędza z inną, próbuje pozyskać aprobatę każdej z nich, nieustannie łazi za elitą. W końcu udaje mu się zdobyć ich przychylność. Jego szkodliwość społeczna jest jednak ogromna. To on głównie bowiem jest roznosicielem plotek.

Wśród lizusów, jak wszędzie, są podziały. Jest to grupa nieobliczalna. Każdy bowiem należąc do jakiegoś przedziału, jest inny i odznacza się innym, charakterystycznym tylko dla niego sposobem i motywem działania. Wojna z lizusami byłaby bardzo ciężka, tym bardziej, że każdy jest zdolny do pozyskania jakiegoś obrońcy, czy to nauczyciela, czy szkolnej burżuazji towarzyskiej, ale może czas na  podjęcie jakichś działań? Może czas wziąć bagnety w dłoń?

 

Przyjaźń to naprawdę piękna rzeczywistość. Nie należy budować jej na siłę. Ona powstaje sama – z prawdziwej dobroci płynącej z czystego serca, z bezinteresowności. Podobnie jak miłość musi być cierpliwa, sprawiedliwa, wierna.

„Nie, nie - jesteśmy tylko przyjaciółmi.” Taką wypowiedź słyszę niejednokrotnie z ust dwojga ludzi przeciwnych płci, których często widuję razem. Można by podawać krocie przykładów luźnych, koleżeńskich stosunków między chłopakami a dziewczynami. Czasem nawet owe związki nazywane się przyjaźnią. Czy naprawdę nią są? Czy istnieje przyjaźń między kobietą a mężczyzną, dziewczyną a chłopakiem? Na te i inne pytania spróbuję odpowiedzieć w poniższym felietonie.

Przykładowa Anna Nowak – młoda, ładna licealistka zapoznała się z inteligentnym studentem Jankiem Kowalskim na osiemnastce koleżanki. Mieli podobne ideologie, system wartości, wspólne zainteresowania. Po prostu – dobrze im się gadało. Spotykali się wieczorami, po lekcjach i zajęciach na uczelni. Swoje stosunki nazywali najpierw koleżeństwem, potem przyjaźnią. Anna traktowała Janka czysto – świetny kolega, można z nim pogadać o wszystkim. Była nieświadoma, że Janek się w niej podkochuje. Niejednokrotnie pytany przez Annę, czy nic poważnego nie rodzi się w jego sercu w stosunku do niej, odpowiadał: „Aniu, przecież jestem wobec ciebie szczery. Nic się nie dzieje!” Naiwna dziewczyna nie podejrzewała nic aż do dnia, kiedy Janek obudził ją z bukietem róż pewnego wakacyjnego poranka. Mimo świetnego klimatu, który zainicjował młody romantyk spotkanie to nie należało do najprzyjemniejszych i radosnych.  Ania widząc całe zajście, zatrzasnęła drzwi i pobiegła zatopić łzy w ciepłej jeszcze poduszce. Odtąd ich stosunki diametralnie się zmieniły… A teraz podobna historia.

Znali się od kilku lat. Oboje wywodzili się z porządnych rodzin, byli szanowani w szkole. On – chłopak z zasadami, zdolny matematyk, nawet przystojny, ale nie wiadomo, dlaczego zakompleksiony. Lubił imprezy, dobre towarzystwo, dziewczyny, lecz nie miał do nich szczęścia – niejednokrotnie dostawał kosza. Mawiał, że jest „czerstwy”, że nie podoba się kobietkom. W rzeczywistości było inaczej. Miał tylko jeden minus. Gdy nie radził sobie z problemami, sięgał po „flaszeczkę”. Ona – bystra, zdolna, przeciętnej urody. Głównie dzięki swej osobowości przyciągała ludzi, zwłaszcza chłopaków. Była duszą towarzystwa – zawsze uśmiechnięta, potrafiła rozwiązać każdy problem. Kamila i Przemek, ( bo tak się nazywali) często spotykali się w gronie przyjaciół, znajomych. Oboje kochali lekkoatletykę, więc mieli o czym rozmawiać.  Ich kumpelsko – przyjacielskie stosunki trwały do dnia, kiedy to Przemek uświadomił sobie, że Kamila jest najpiękniejszą i najlepszą dziewczyną, jaką zna, i iż jest w  niej „na maksa” zakochany. Nie wyznał jej tego wprost. Opowiadał jej jednak o  pewnej ślicznej i mądrej dziewczynie, nie zdradzając jej tożsamości, opisując właśnie Kamilę. Mówił, że dopiero teraz odkrył, jaki skarb ma obok siebie, i że nigdy nie wyzna uczuć swojej ukochanej, bo może stracić ją jako kumpelkę. Przemek nie chciał, by ich stosunki rozpadły się na skutek strachu. Bał się rozczarowania, odrzucenia. Kamila domyślała się wszystkiego. Co dzień biła się z własnymi przypuszczeniami i domysłami. Wszystko wyszło na jaw na jednej z imprez „osiemnastkowych”. Kamila przyjechała później i widząc stan, w jakim jest Przemek, przeraziła się. Jej przyjaciel był bardzo pijany. Zabrała go do domu. W drodze wyrywał się, szarpał, chciał wracać. Uspokajała go. Rozmawiali. Zaczęło się od słów Przemka: „Ja bym cię zmarnował. Nie jestem ciebie wart!” Wszystko jej opowiedział, wyznał wszelkie uczucia. Ryczeli oboje – młody, nietrzeźwy chłopak i jego wierna przyjaciółka, która jednak nie darzyła go szaleńczym uczuciem. Znów zaczęły się problemy Przemka z alkoholem, a w oczach Kamili coraz częściej pojawiały się łzy. Kolejne miesiące miały „leczyć rany”. Jednak nie było jak dawniej. Kontakt się urywał. Dziś są tylko na „cześć”.

Po co opowiadałam te historie? Przedstawiłam je, by udowodnić, że przyjaźń między dojrzewającym chłopakiem a młodą dziewczyną na zasadach, jakie przyjęli bohaterowie tych historii NIE ISTNIEJE! Nie łudźmy się. Częste przebywanie dwojga osób odmiennej płci sam na sam zawsze prowadzi do czegoś więcej niż koleżeństwo i przyjaźń. Młodzi ludzie oszukują się, wmawiając sobie, że nic poważnego w takich sytuacjach ich nie łączy.

Z moich powyższych wywodów wynika, iż przyjaźń między chłopakiem i dziewczyną nie może istnieć. Nie w każdym przypadku jest to prawdą. Znów własne życie daje mi dowody, że przyjaźń między dwojgiem młodych ludzi innych płci może stać się rzeczywistością, ale pod jednym warunkiem: osoby te musiały wcześniej przejść problem zakochania i udało im się z niego wyjść zwycięsko. Rozwiązanie takiej trudnej sytuacji jest możliwe tylko dzięki wspólnej pracy, zaufaniu, a przede wszystkim szczerym chęciom obojga młodych, by nie stracić między sobą kontaktu. Tak budowana na nowo relacja jest trwała, czysta, sprawiedliwa, pewna, piękna i można ją nazwać przyjaźnią nawet mimo braku często dziś spotykanego, żenującego zapewnienia: jesteśmy przyjaciółmi. Prawdziwy przyjaciel wie, czuje, że jest przyjacielem i ma obok prawdziwego przyjaciela, bo może zawsze na niego liczyć, o wszystkim z nim pogadać, a w czasie nudy wyjść na pizzę.

Przyjaźń to naprawdę piękna rzeczywistość. Nie należy budować jej na siłę. Ona powstaje sama – z prawdziwej dobroci płynącej z czystego serca, z bezinteresowności. Podobnie jak miłość musi być cierpliwa, sprawiedliwa, wierna. Moim zdaniem przyjaźń jest jednym z rodzajów miłości, z tą jednak zasadniczą różnicą, że brak w niej cielesności i w stosunkach damsko-męskich jest osobowo podzielna. Życzę wszystkim, którzy będą czytali ten felieton, by przeżyli tę prawdziwą przyjaźń.

 

Mariolka

 

 

Jednym ze sportów, jakim szczyci się nasza szkoła jest PIŁKA RĘCZNA. Przeprowadziłam rozmowę z jedną z naszych siemiatyckich szczypiornistek- Justyną Tokarską.

Sylwia - Jak zaczęła się Twoja przygoda ze sportem? Kiedy zaczęłaś trenować?

Justyna Tokarska - Gdy byłam w 6 kl. szkoły podstawowej, utworzono w niej sekcję piłki ręcznej dziewcząt. Zgłosiłam się od razu i tak się zaczęło. Poważniej trenować zaczęłam, gdy w pierwszej klasie gimnazjum pojechałam do Łomży, aby grać w kadrze województwa podlaskiego. Tam rozpoczęła się moja prawdziwa przygoda z piłką ręczną.

S. - Ile czasu poświęcasz na treningi?

J.T – Teraz, gdy jestem w liceum, treningi w sezonie mam 2 razy w tygodniu, jednak te treningi nie są tak efektywne jak te, które miałam, będąc w sekcji w Łomży. Choć w Łomży trenowałam jedynie w wakacje i ferie, byłam dużo lepiej przygotowana, niż trenując teraz tutaj przez cały rok. Ale nie ma co się dziwić, drużyna w Zespole Szkół w Siemiatyczach jest nieliczna.

S. - Czy masz jakieś plany na przyszłość związane z tym sportem?

J.T - Nie wiążę raczej swoich planów na przyszłość ze sportem, ponieważ jeżeli ktoś chce się wybić w tej dziedzinie, to musi być naprawdę dobry, mieć szczęście i całkowicie się temu poświecić. Jedna kontuzja może przekreślić wszystkie nasze plany, ale jak to się mówi, jest ryzyko, jest zabawa, a kto gra, ten ma.

S. - Jak ci się "pracuje " z drużyną?

J.T - Nasza drużyna jest bardzo nieliczna, ale myślę że dobrze się rozumiemy, a raczej rozumiałyśmy, bo niestety w tym roku odeszły czołowe zawodniczki zespołu, czyli Renata Siemion, Agnieszka Wojciuk i Gośka Androsiuk. Nie wiem więc, co będzie z nas za drużyna w przyszłym roku, jak potoczą się nasze losy, mam nadzieję ze nie będzie źle.

S. -.Czy przegrane mecze motywują  Ciebie do tego, aby poprawić wyniki, czy jest wręcz przeciwnie?

J.T - Przegrane mecze motywują mnie do pracy, choć jeśli jest ich zbyt wiele, to też potrafi człowieka zdemotywować. Równowaga musi być.
S. - Czy piłka ręczna jest trudnym sportem?

J.T - Piłka ręczna jest trudnym sportem, wymagającym dużej sprawności, wytrzymałości i koordynacji ruchowej. Jest też sportem bardzo kontaktowym, co przyczynia się do wielu kontuzji.

S. - Czy były chwile słabości podczas przygody z piłką, w których chciałaś zrezygnować ze sportu?

J.T - Tak, miałam takie chwile. Czasami gdy jeździłam na zgrupowania, było tak ciężko, że chciałam po prostu zrezygnować, jednak opłacało się zostać, bo oprócz kondycji i przygotowania do meczów teraz mam  cudowne wspomnienia. Chętnie bym wróciła do tamtych czasów.

S.- Czy Twoja drużyna ma jakieś szczególne osiągnięcia?

J.T - Nasza drużyna rok temu zdobyła mistrzostwo województwa, a w tym roku wicemistrzostwo. Uważam, że jak na naszą bardzo nieliczna drużynę ( nie mającą ławki rezerwowych) jest to bardzo duży sukces. Podczas gdy inne drużyny miały co najmniej 5 dziewczyn na wymianę,  my cały czas grałyśmy wszystkie mecze  w jednym składzie, co jest dużym wysiłkiem. Jednak umiałyśmy sięgnąć po swoje mimo trudności.

S. - Masz jakieś rady dla początkujących szczypiornistów?

J.T – Na pewno nie polecam tego sportu osobom delikatnym. W piłce ręcznej trzeba umieć zawalczyć o swoje i często trzeba użyć siły. Początkujący szczypiornista powinien mieć w sobie ducha walki. Powinien być gotowy na solidny trening, który przygotuje go prawdziwego meczu.

S. - Masz jakiegoś ulubionego sportowca?

J.T – Wolę raczej sport uprawiać niż oglądać, ale myślę, że na uznanie zasługuje cała kadra naszych szczypiornistów. Sądzę, że nasi piłkarze ręczni to prawdziwi mężczyźni, którzy umieją zawalczyć o swoje, mimo bólu, zmęczenia i innych trudności.

S. - Masz jakieś hobby oprócz piłki ręcznej?

J.T - Bardzo lubię oglądać zawody crosscountry. Choć sama nie biorę w nich udziału, to chętnie przyglądam się zmaganiom uczestników. Lubię także pojechać na polowanie, posiedzieć na ambonie i podziwiać naturę w oczekiwaniu na dzikiego zwierza :)

S.- Dziękuję bardzo za rozmowę. :)

J.T – Ja również dziękuję.

 

rozmawiała Sylwia Kobus

 

 

Wywiad z Panią Anetą Gumieniak- Zduniuk- nauczycielką języka polskiego

 

Agata Warszycka: Jest Pani absolwentką naszej szkoły. Dlaczego wybrała Pani profesję nauczyciela języka polskiego?

P. Aneta Gumieniak- Zduniuk: Pomysł ten zrodził się już w szkole podstawowej i był wynikiem fascynacji samym przedmiotem, jakim był język polski, a także pracą nauczycielki, która wtedy mnie uczyła. Z biegiem czasu zaczęłam utwierdzać się w tym przekonaniu i marzenia małego dziecka w końcu stały się rzeczywistością.

A.W.: Od jakiegoś czasu pracuje Pani z młodzieżą w tej szkole. Jak się układa Pani współpraca z uczniami?

P.A.G.-Z.: Ciężko udzielić jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Myślę, że jak w każdej pracy są chwile lepsze i gorsze. Dokładamy jednak wszelkich starań - zarówno ja, jak i uczniowie - aby ta współpraca podążała w coraz lepszym kierunku.

A.W.: Czy spodziewała się Pani, że powróci do jeszcze niedawnego miejsca nauki w roli nauczyciela?

P.A.G.-Z.: Miałam taką nadzieję.

A.W.: Jakie są Pani zainteresowania?

P.A.G.-Z.: Poza literaturą, interesuję się także filmem.

A.W.: Jakie wartości uznaje Pani za najważniejsze w życiu człowieka?

P.A.G.-Z.: Szacunek, uczciwość, rodzina, Bóg, przyjaźń, miłość.

A.W.: Co zabrałaby Pani ze sobą na bezludną wyspę?

P.A.G.-Z.: Powieść Daniela Defoe Robinson Crusoe.

A.W.: Czy jest takie miejsce na Ziemi, gdzie Pani była i zapamiętała je jakoś w szczególny sposób?

P.A.G.-Z.: Nie przypominam sobie takiego miejsca.

A.W.: Wracając do pytań związanych z edukacją, co jest dla Pani priorytetem w pracy nauczyciela?

P.A.G.-Z.: Dobro ucznia - jego rozwój edukacyjny i wychowawczy.

A.W.: Teraz trwają matury. Jak to było w Pani przypadku, czy podeszła Pani do egzaminów w stresie, czy też bez tremy?

P.A.G.-Z.: Trema była na pewno. Największy stres miałam jednak przed maturą z języka polskiego, ponieważ to właśnie na wynikach tego egzaminu zależało mi najbardziej.

A.W.: Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmowę przeprowadziła Agata Warszycka

 

 

Dobiegła już końca nauka w naszej szkole dla tegorocznych maturzystów. Zaczyna się dla nich nowy rozdział w życiu. Jakie mają plany na przyszłość? Co chcą robić dalej? Na nasze pytania odpowiadają Agnieszka Leszczyńska i Dominika Mańko, absolwentki naszego LO, byłe członkinie szkolnego koła dziennikarskiego.

 

1. Roksana: Jak wspominacie prace w szkolnym kole dziennikarskim?

Dominika: Do pracy w kole namówiła mnie Agnieszka, gdyż w pierwszej klasie nie chodziłam na nie. Potem się tym zainteresowałam, bo forma, ludzie  i opiekun mi odpowiadali. Nie żałuję tej pracy. Uważam, że to był dobrze wykorzystany czas.

2.Roksana: Czy miałyście z czymś trudności?

Agnieszka: Trudności były z felietonami, gdyż trudno je pisać. I z pomysłami na artykuły.

3.Roksana: Jak oceniacie naszą szkołę? Spotkało Was tutaj więcej radości, a może smutku?

Dominika: W gruncie rzeczy więcej radości.

Agnieszka: Jak nawet coś złego się stało, to zawsze pamięta się dobre rzeczy. Szkoła przywiązuje dużą wagę do historii i tradycji, która zanika wśród współ-młodzieży.

4.Roksana: Było trudno?

Dominika: Z niektórymi przedmiotami było trudno. Ja miałam trudności z przedmiotami ścisłymi.

Agnieszka: Ale zawsze pomagali nam nauczyciele, czasami przymykali oko.

5.Roksana: Co sądzicie o uczniach i nauczycielach?

Dominika: Nauczyciele są ok, wyrozumiali i kompetentni, dużo wiedzą o swoich przedmiotach.

Agnieszka: Czasami niektórzy zapominają, że mamy jeszcze inne przedmioty. :) Wymagają zbyt wiele, zadają dużo pracy domowej.

Dominika: Przeważnie mamy kontakt z uczniami w naszym wieku i uczniami z konkretnych klas. Z nimi mamy dobre kontakty. Niektórych pierwszaków nie kojarzymy jeszcze, niedawno dopiero się dowiedziałyśmy o ich istnieniu.

6. Roksana: Zostałyście dobrze przygotowane do matury?

Dominika: Tak, do matury przygotowano nas znakomicie. Zwłaszcza z matematyki. Nasza pani profesor kładła duży nacisk na matematykę i teraz widać tego efekty. Gorzej mają osoby, które zdają maturę z tych przedmiotów, które nam odeszły w drugiej klasie, np. biologia i fizyka, gdyż często nie mają oni pomocy ze strony nauczycieli i muszą sami sobie radzić, np. poprzez korepetycje.

7. Roksana: Czy stres związany z maturą ma przerażające oblicze? A może nie taki diabeł straszny, jak go malują?

Agnieszka: Stres jest duży, bo od egzaminu zależy naprawdę bardzo dużo. I mimo, że wielu mówi, że matura to bzdura, to spróbuj dziś coś bez niej osiągnąć. Myślę, że na drugą część pytania można odpowiedzieć dopiero po maturze. Znam ludzi, którzy mówią, że nie jest wcale taka zła, ale woleliby ciężkie prace fizyczne w kopalni albo powtórzyć kilka razy najtrudniejsze egzaminy na studiach, niż powtórne przystąpienie do egzaminu dojrzałości...

8. Roksana: Co planujecie dalej?

Agnieszka: Myślę nad filologią angielską w Białymstoku, ewentualnie ekonomia.

Dominika: Zamierzam składać papiery na UPH w Siedlcach na kierunek filologia polska oraz na administrację. A jako ''koło ratunkowe'' zamierzam potraktować ratownictwo medyczne na PSW w Białej Podlaskiej. Jednak bardziej marzy mi się ta pierwsza opcja.

9. Roksana: Macie jakieś plany na najdłuższe w życiu wakacje?

Dominika: Oj, szybko zlecą na pewno! Ja już obgaduję z koleżankami to, co mamy robić w wakacje. Wspólne wypady, rozmowy, spotkania... Wszystko z tymi osobami, które poznałam w LO i które są bliskie mojemu sercu. A jakieś dłuższe wyjazdy raczej się nie szykują.

Agnieszka: Zaraz po maturze planuję wyjechać do babci, spać do południa i przeczytać wszystkie zaległe książki, które musiały ustąpić miejsca tym potrzebnym do matury:) A co do reszty wakacji, to jeszcze nie wiem. Nie lubię planować zbytnio do przodu, bo nic z tego nie wychodzi.

10. Roksana: Zawarłyście dużo przyjaźni/znajomości w ciągu tych trzech lat?

Agnieszka: O tak! Pierwsza klasa to było takie... badanie gruntu. Każdy trzymał się raczej ze znajomymi z gimnazjum. Aż przyszedł jakiś przełom i ludzie zaczęli zawierać nowe przyjaźnie. Gdy szłam do liceum, to nawet przez myśl mi nie przeszło, że poznam tylu świetnych ludzi, z którymi mam nadzieję nie stracić kontaktu.

11. Roksana: Myślicie, że będziecie tęsknić?

Dominika: Ja na pewno. Będzie mi brakowało mojej klasy, lekcji, śmiesznych akcji z kolegami, wszelkich przygotowań do akademii, w których zawsze braliśmy udział. I zawsze to procentowało  sukcesami. Bardzo się z niektórymi zżyłam. Żal mi będzie opuszczać LO, ale trzeba iść dalej. Zawsze jednak pamięta się te dobre chwile i do nich będziemy tęsknić.

Agnieszka: Na pewno nie stracimy kontaktu:) Wiadomo, że na studiach nie będziemy mogły się spotykać tak często jak przez ostatnie trzy lata. Ale przy dzisiejszych możliwościach komunikowania się można dość łatwo utrzymywać kontakty. Co prawda niektóre dziewczyny zapowiadały łzy po zakończeniu roku, ale to raczej żal po tym, że coś się kończy, a nie, że nigdy więcej się nie zobaczymy.

Roksana: Mam nadzieję, że wszystko, co było miłe, zostanie w waszej pamięci na zawsze. Dziękuję za wywiad;)

rozmowę przeprowadziła Roksana Obniska

 

 

Z WYPRACOWAŃ SZKOLNYCH:

 

Beniowski zabił sześciu Kozaków. Jeden z nich umarł, a inni uciekli.

Gerwazy wyciągnął szablę i strzelił.

Izabela nie chciała poślubić Wokulskiego, mimo że był to człowiek z interesem.

Judym postanowił czuwać nad całkowitym brakiem higieny.

Car się zlitował i zmienił mu karę śmierci na żywot wieczny.

Aleksander Głowacki to panieńskie nazwisko Bolesława Prusa.