accessible

Numery archiwalne

Cenzor 4/58

Sesja, sesja i po sesji…


Sesja….Słowo, które rozkłada na łopatki każdego studenta. Każdy nią straszy tak, jak maturą. Jednak póki się czegoś nie spróbuje, zupełnie nie wie się, jak to wygląda. Tak samo nie wiedziałam, jak będzie wyglądać moja pierwsza z życiu sesja egzaminacyjna.

Na początku roku akademickiego wykładowcy oznajmiają, czy dany przedmiot będzie się kończył zaliczeniem, zaliczeniem z oceną bądź (co najgorsze) egzaminem. Najczęściej jest tak, że są ćwiczenia z danego przedmiotu oraz wykłady, które nawzajem się uzupełniają. Często prowadzone są z różnymi wykładowcami, lecz mają oni ze sobą kontakt i uzgadniają z sobą kompletność materiału.

Najlepiej, gdy aktywnie uczestniczy się na każdych ćwiczeniach, gdyż niektórzy wykładowcy stawiają plusiki za zgłaszanie się podczas ćwiczeń, ponadto sprawdzana jest lista obecności.

Prowadzący zajęcia mogą również „zwolnić” z zaliczenia przedmiotu w zamian za dużą wiedzę okazaną podczas ćwiczeń, o czym świadczą plusy za aktywność. Dlatego naprawdę warto się starać o to podczas całego semestru, by potem mieć  o 1 zaliczenie mniej w sesji. Zdarza się również, że prowadzący wykłady przepisują oceny z ćwiczeń, więc wtedy należy się starać podwójnie. Jest to oczywiście obustronna korzyść, ponieważ student ma 1 egzamin mniej, a wykładowca nie ma do sprawdzania egzaminów.

Trzeba również pilnować, aby mieć w indeksie wszystkie podpisy wykładowców, łącznie z ocenami i datami ich wystawienia. W przeciwnym razie trzeba osobiście szukać danego wykładowcy, co jest nieraz niemożliwe, gdyż przyjeżdża on z innego miasta i jest na uczelni kilka godzin. Jednak są to wyjątki.

Nie należy się również zrażać długimi kolejkami po podpis lub na egzamin. Na każdego na pewno przyjdzie kolej i trzeba się po prostu uzbroić w ogromną cierpliwość, nawet gdy wykładowca pomyli terminy spotkania ze studentami, co, uwierzcie mi, zdarza się.

Zatem trzeba od samego początku semestru się starać, aby potem mieć ciut lżej. Każdy student wam to powie.


była członkini zespołu redakcyjnego

domi


SERCE Z BURSZTYNU

*

Życie na przedmieściach stolicy dla młodego małżeństwa to nie lada wyzwanie. Podjęli je jednak Joanna i Jakub, tym pewniejsi swojej decyzji, że zostali obdarzeni długo oczekiwanym dzieckiem. Aleksandra rosła i szybko stała się pupilką ojca. Rodzina utrzymywała się z niewielkiej pensji Jakuba, lecz nie narzekała na swoje życie. Kiedy Aleksandra poszła do szkoły, Joanna zdecydowała się poszukać pracy, aby móc zaoszczędzić pieniądze na wymarzone przez Olę wakacje nad morzem. Mijały miesiące. Dorywcze zajęcia nie dawały Joannie satysfakcji, ale postanowiła dotrzymać słowa danego córce. Nadeszło lato i szczęśliwa rodzina udała się na zasłużone wakacje w Trójmieście. Małżeństwo nigdy nie widziało swojej córki tak szczęśliwej i pełnej energii. Nie zwracając uwagi na koszty, Jakub i Marta postanowili przedłużyć jedyny być może wyjazd w ich najbliższych latach. Przez dwa tygodnie cieszyli się słońcem, szumem fal, spacerami po plaży i swoją obecnością. Ostatniego dnia Jakub postanowił kupić córce pamiątkę z wyjazdu. Wspólnie wybrali niewielkie serduszko z bursztynu. Zachwycona dziewczynka nie rozstawała się z prezentem. Rodzina musiała jednak powrócić do życia w stolicy, do swoich realiów.

**

Małżeństwo wskutek spontanicznej decyzji o dłuższym pobycie nad morzem pogorszyło znacznie swoją sytuację finansową. Jakub zaczął pracę na kolejny etat, Joanna znalazła stałe zatrudnienie, ale nawet to nie poprawiło ich marnej sytuacji. Nie żałowali jednak swojej decyzji, kiedy patrzyli na Olę przeglądającą wiele razy zdjęcia z wyjazdu i przyglądającą się bursztynowemu skarbowi. Kolejne miesiące życia za niewielką ilość pieniędzy przyniosły jednak wiele kłótni, sprzeczek oraz skłoniły Jakuba do podjęcia decyzji o wyjeździe za granicę. Na lotnisku Joanna i Jakub nie okazywali sobie zbyt wiele czułości. Tylko córka nie mogła znieść myśli o tak długim rozstaniu z ojcem. Nadzieję dawały jej tylko jego zapewnienia:

- Za każdym razem, kiedy zatęsknisz, popatrz na swoje bursztynowe serduszko. Przypomnij sobie nasze wakacje. Obiecuję ci, że jeszcze Cię tam zabiorę.

Od tej pory mijały dni, tygodnie, miesiące. Joanna regularnie dostawała pieniądze od męża, lecz poza tym nie miała z nim żadnego kontaktu. Czuła, jakby jej unikał. Mimo wszystko żyła nadzieją. Upłynął rok, potem kolejny. Jakub nadal nie wracał do kraju. Joanna pogodziła się ze swoją samotnością, odkąd usłyszała od znajomych o prawdopodobnym romansie Jakuba. Postanowiła nie mówić córce, która ostatnio bardzo osłabła. Jak wszyscy twierdzili, przez długotrwałą tęsknotę za ojcem. Stan zdrowia dziecka jednak mocno zaniepokoił Joannę. Aż tak czarnego scenariusza nie spodziewał się jednak nikt. Badania wykazały nowotwór i to złośliwy. Joanna czuła, jak życie przecieka  jej się przez palce. Traciła wszystko, co kochała. Lekarze jednak zapewniali, że leczony we wczesnych stadiach nowotwór nie musi kończyć się śmiercią. Po raz kolejny Joanna karmiła się nadzieją. Aleksandrze nietrudno było zauważyć, w jakim stanie jest matka, dlatego postanowiła napisać list do ojca. Opisała w nim, jaką diagnozę jej postawiono oraz co dzieje się z mamą. Bardzo chciała, żeby wrócił. Do koperty przed zaklejeniem wrzuciła swoje ukochane serduszko, które przywoływało tyle wspomnień. Wiedziała, że list może iść długo, że może nie zdążyć, mimo wszystko postanowiła spróbować.

***

Jakub właśnie wrócił z pracy, kiedy wśród poczty dostrzegł coś poza ulotkami reklamowymi i rachunkami. W niepozornej kopercie zaadresowanej znajomą ręką wyczuł drobny przedmiot. Bursztynowe serduszko bardzo go zaskoczyło, ponieważ wiedział, że córka się z nim nie rozstaje. Z tym większą ciekawością, ale i niepokojem zaczął czytać list. Kiedy skończył, miał łzy w oczach. Już nawet sam nie wiedział, dlaczego. Czy z powodu choroby córki, czy z tęsknoty za nią, czy może z powodu napływu wspomnień skromnego życia na przedmieściu. Być może to wszystko przyczyniło się do takiej jego reakcji. Natychmiast zadzwonił na lotnisko i zarezerwował najbliższy lot do Polski. Kiedy przyleciał, zaczęły odżywać w nim wspomnienia z czasu, kiedy był tu po raz ostatni, kiedy żegnał się z żoną i córką. Wspomnienia zalały go niczym fala, kiedy jechał znajomymi uliczkami, mijał domy przyjaciół, czy kiedy stanął przed mieszkaniem, w którym spędził pierwsze lata swojego małżeństwa. W domu nikogo nie zastał. Zamówił więc taksówkę i po paru minutach był już w najbliższym szpitalu. Ola bardzo już podupadła na zdrowiu. Głos uwiązł mu w gardle, kiedy zobaczył ją leżącą w szpitalnym łóżku, bladą i słabą,  z chustką przewiązaną na głowie.

Aleksandra nie pamiętała, kiedy ostatnio była tak szczęśliwa jak w chwili, gdy zobaczyła w drzwiach sali szpitalnej ojca ściskającego w dłoni bursztynowe serduszko. Popatrzyła na mamę, ale ta nie podzielała tak radosnych uczuć. Jej twarz nie wyrażała nic. W tej chwili była dla Aleksandry zagadką. Dziewczyna wróciła jednak wzrokiem do ojca i słabym głosem powiedziała:

- Przyjechałeś.

- Tak, kochana. Jak mógłbym zostać tak daleko od Ciebie? Wszystko będzie dobrze. Ale teraz odpoczywaj.

Dziewczynka zamknęła oczy, bo rzeczywiście była bardzo zmęczona.

Joanna cały czas w milczeniu obserwowała, jak Jakub zmieszanym wzrokiem spogląda to na nią, to na ściany korytarza.

Stopniowo ich stosunki ulegały zmianie. Wymieniali się, siedząc przy córce w szpitalu, chodzili razem na konsultacje do lekarzy, szukali nowych sposobów przywrócenia córki do zdrowia. Zdawało się, że ta zgoda między nimi daje dziecku siłę na kolejne dni. Kiedy lekarze uznali, że nastąpiła poprawa i dziewczynka może wrócić do domu, Jakub postanowił zabrać rodzinę, tak jak kiedyś nad morze.

Joanna pełna obaw o zdrowie dziecka, nie chciała przystać na taką propozycję. Jednak po wielu prośbach dziecka zgodziła się na kilka dni nad morzem. Oli bardzo podobały się przygotowania. Czuła, że maleje dystans między jej rodzicami. Chciała, żeby byli szczęśliwi, dlatego mimo że nie czuła się najlepiej, nie pokazywała nic po sobie, ale coraz częściej zasypiała po kilku godzinach siedzenia z rodzicami. Kiedy wreszcie znalazła się nad morzem, czuła się, jakby tu była wczoraj. Wszystko było takie, jak zapamiętała. Powietrze miało taki sam zapach, piasek był tak samo gorący, a woda tak samo przyjemnie chłodna. Cieszyła się tymi wakacjami, tak jak za pierwszym razem. Jej zdrowie jednak nie było już takie samo. Z dnia na dzień stawała się coraz słabsza, ale bała się mówić o tym rodzicom, żeby nie psuć ich szczęścia. Pewnego dnia jednak choroba wzięła górę i Ola w parę chwil znalazła się w szpitalu. Znów widziała tylko błyski lamp, maszyny pokazujące jej tętno, lekarzy, pielęgniarki i łzy w oczach mamy. Dziecka nie udało się odratować. Atak nastąpił zbyt nagle i zbyt długo zwlekano. Przez zamglone oczy Ola zobaczyła tylko płaczącą mamę i tatę wkładającego jej w rękę bursztynowe serduszko, ale ona ostatkiem sił zamknęła je w jego ręce. Chciała, żeby ją dobrze pamiętał, żeby ten drobny przedmiot przywiązał go do wspomnień, które mogłyby stać się fundamentem wspólnej przyszłości Joanny I Jakuba…

****

Joanna długo nie mogła zebrać się w sobie po wydarzeniach ostatnich dni. Jakub został z nią i pomógł wszystko załatwić. Pogrzeb był skromny z udziałem tylko najbliższej rodziny. Następnego dnia Joanna nie zastała męża w mieszkaniu. Znalazła za to kartkę z napisem: " Przerosło mnie to. Wiem, że jest ci ciężko, ale wracam do nowej rodziny. Wybacz. Jakub". Joanna usiadła bezwładnie na fotel i długo patrzyła na od dawna puste mieszkanie.

Jakub stojąc na lotnisku po raz ostatni spojrzał na miasto, do którego nie chciał już wracać. Ścisnął w dłoni bursztynowe serduszko i włożył delikatnie do portfela, aby zawsze zachować przy sobie wspomnienia.


KK

Szkolny Konkurs Ortograficzny 2012

W piątek, 2 marca, w naszej szkole miała miejsce tegoroczna edycja Szkolnego Konkursu Ortograficznego. Dyktando wybrała, przeprowadziła i sprawdziła pani Prof. Ewa Iwaniak. Do udziału w konkursie zgłosiło się 19 uczniów, którzy musieli sobie poradzić z tekstem następującej treści:

Pośrodku rynku, naprzeciw spiżowej statui w późnopopołudniowym słońcu rozstawił pulpit z nutami długowłosy, lecz jasnowąsy eksbokser, zeszłoroczny wicemistrz wagi lekkopółśredniej, aktualnie altowiolista amator, i jął rzępolić neobarokowe scherzo. Znienacka do niby-artysty dołączył, krzesząc hołubce, półtuzin śniadolicych, krzepkich dziewoi. Rozwścieczyło to nowo wybranego wójta, z zawodu radiooficera: „Co to za hałastra?! Cóż to za śpiewogra! Ożeż ty, hultaju, drapichruście!” – zrugał rzępołę, a danserkom wygrażał: „Złoić by wam skórę, a, dalibóg, zrzedłyby wam miny i nie broiłybyście już!”. Naraz rześki sześćdziesięciopięciolatek rzekł do poirytowanego chłopka-roztropka:

– Oho ho! Nasz ciemiężca nie w humorze. Jakżeżby mogło być inaczej? Pohuśtałbyś się, chłopie, na hamaku, posłuchałbyś świergolenia jerzyków, pokontemplowałbyś kocimiętkę, poleniuchowałbyś ociupinkę albo pohasałbyś roznegliżowany wokół klombu – a wnet byś spojrzał przychylniej na te podfruwajki.

–A jużci! Prędzej bym sobie palnął z dwururki, niżbym pozwolił na nicnierobienie! Tylko samodyscyplina ratuje nas przed stępieniem! Tej idei hołdował mój prapradziad, wynalazca ultraenergooszczędnego tłuszczomierza.

– A nie zrzędźże już! – oburzył się adwersarz. – Nurzaj się w muzyce, by zapaść w błogostan… – zaczął perorować i wnet ujrzał, jak urzędnik, rad nierad, puścił się w pląsy z minigirlsbandem. (autorka dyktanda: dr Katarzyna Kłosińska, UW).

Zwyciężczynią szkolnych zmagań ortograficznych została Michalina Iga Boguszewska, uczennica klasy IF. 21 marca będzie ona reprezentowała naszą szkołę w Podlaskich Mistrzostwach w Ortografii w Białymstoku.

Poniżej prezentujemy listę wszystkich uczestników w kolejności zajmowanych miejsc.

1. Michalina Iga Boguszewska – IF

2. Dominika Wilińska – IF

3. Tomasz Kapelka – IID

4. Agata Bartoszewicz – IIIE

5. Agnieszka Brodziuk – IIA

6. Piotr Grzyb – IF

7. Aleksandra Skowrońska – IIA

8. Karolina Urbańska – IIIC

9. Agata Karunos – IIG

10. Marta Boguszewska – IIB

11. Michał Mudel – IID

12. Małgorzata Baltaziuk – IIIC

13. Weronika Fiłoc – IIA

14. Paulina Tereszkiewicz – IF

15. Patrycja Ejsmont – IIA

16. Maria Żygieło – IIA

17. Izabela Kosk – IIB

18. Leopold Molski – IF

19. Tomasz Oleszczuk – IIT

Wszystkim uczestnikom serdecznie dziękujemy za udział w konkursie i zapraszamy do zmierzenia się z polską ortografią za rok.

emi




KONKURS RECYTATORSKI

W poniedziałek, 19 marca, w naszej szkole odbyły się środowiskowe eliminacje 57 Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego. Niestety, w tym roku do udziału w zmaganiach z żywym słowem zgłosiły się tylko 4 uczestniczki, 3 uczennice z klas pierwszych i jedna z klasy drugiej. Wobec tak małego zainteresowania tym bardziej należy wyróżnić i docenić dziewczęta, które się zgłosiły. Recytacje oceniało jury w składzie: pani prof. Monika Basista, pani prof. Aneta Gumianiak-Zduniuk, Angelika Panasiuk.



I tak jury zadecydowało o przyznaniu pierwszego miejsca dwóm uczestniczkom, co wiąże się też z udziałem tych dziewcząt w następnym etapie konkursu. Naszą szkołę w eliminacjach powiatowych (29 marca) reprezentować będą: w turnieju recytatorskim - Paulina Chwojko z klasy IF oraz w turnieju poezji śpiewanej Michalina Iga Boguszewska również z klasy IF. W konkursie także wzięły udział: Magda Kochańska z klasy IA oraz Patrycja Tomaszewicz z klasy IIB.



Wszystkim uczestniczkom konkursu nagrody książkowe wręczyła pani wicedyrektor, Bożena Czerkas.


EI

O TOLERANCJI, WIOŚNIE I UPŁYWIE CZASU SŁÓW KILKA

Początkowo to miał być tekst o tolerancji. I to nie tej górnolotnej, sztampowej, dumnie kroczącej obok hasła: „WOLNOŚĆ, RÓWNOŚĆ, BRATERSTWO”, a o tej bliskiej, lokalnej , szkolnej. Początkowo, jako naiwne stworzenie, słysząc określenia typu: „Chinol”, „Żółtek”, „Japoniec” (tak, tak, szanowni Państwo, nawiązuję tutaj do wizyty zagranicznych studentów), pomyślałam, że będzie dobrze o czymś takim jak „tolerancja” chociażby  napomknąć. Nie żeby zaraz napominać, umoralniać… Napomknąć. Ot tak, od niechcenia. Dzięki Bogu przypomniałam sobie, że żyjemy w Polsce. Kraju ze wszech miar tolerancyjnym. Chodzimy do szkoły, gdzie uczy się młodzież poszanowania godności ludzkiej i gdzie, jak podejrzewam, uczniowie z niezwykłą sumiennością starają się o tej godności ludzkiej pamiętać. Czy to dodając naszych egzotycznych gości do grona znajomych na popularnym portalu społecznościowym, czy to (żeby obcokrajowiec poczuł się bardziej swojsko) umieszczając  wspólne pamiątkowe zdjęcia na tym samym portalu. Oczywiście z odpowiednim komentarzem, wyrażającym gościnność i przychylność. A że młody człowiek ma skłonność do intensywnego przeżywania emocji, stąd  dość  wyraziste dowody przyjaźni. Naturalnie na oczach setek tysięcy ludzi, żeby było wiadomo, że polski uczeń nie idiota, że swój rozum ma i docenić obce kultury potrafi. Dlatego też z myślą: „Boże, dziękuję Ci, że jestem tolerancyjną Polką, że otaczają mnie tolerancyjni koledzy”,  postanowiłam porzucić temat tolerancji.

No tak, użyteczny wątek przestał być użyteczny i o czym tu pisać? Tymczasem przyszła wiosna, śniegi stopniały (poetycko byłoby napisać, że widziałam pierwsze przebiśniegi, ale niee, niestety nie widziałam, za to irytujący świergot o szóstej nad ranem już usłyszałam), a jak wszem i wobec wiadomo, wiosna to święta, wiosna to miłość i w końcu… wiosenne porządki. O czymś zapomniałam? Ach tak, mnie, wiosna kojarzy się z upływem czasu. Drogich Państwa (i tych starszych i tych odrobinę, ale tylko odrobinkę młodszych) to śmieszy? Że niby wiosna wkoło, jest wesoło, a ja tutaj smętnie o upływie czasu bredzę? W sumie, mnie też może by i takie podejście bawiło, ale jakieś pięć, dwa lata temu, gdy człowiek był jeszcze świeży i rumiany. Ale nie teraz, nie teraz, kiedy dobijam do osiemnastki, a przede mną leży urodzinowa kartka z czerwonym nadrukiem na pierwszej stronie: „Czujesz się staro?”. Sfabrykowane, nadrukowane życzenia to jeszcze nic, lepszy jest początek tych odręcznych, prywatnych : „Tyle lat…”. Takie proste, banalne dwa słowa, a z każdym rokiem mają coraz bardziej nostalgiczny wydźwięk. „Dobijam do osiemnastki”, dalej zabawne? No raczej nie. Według  moich kolegów i koleżanek człowiek po osiemnastce jest coraz to starszy (ciekawe, że nie mądrzejszy, a głupszy), trzydziestokilkulatek jest w miarę, pięćdziesięciolatek jeszcze jako tako się trzyma (ale bez szału), a sześćdziesięciolatek? Sześćdziesięciolatek niech w ogóle nie wychodzi z domu, bo po co? (I tak cud, że ma siłę się ruszać, nie mówiąc o innych rzeczach).  Taak, nawet tykanie zegara przypomina o upływie czasu, więc żeby go nie tracić, może już teraz zrobię wstępny rekonesans i zorientuję się w cenach, rodzajach trumien?


Wątpiąca



Skąd się wzięły pisanki?


 

- W wykopaliskach epoki kamiennej niejednokrotnie znajdowano uformowane z gliny jajka, na których pozostały ślady kraszenia.

- Juwenalis (rzymski pisarz i satyryk urodzony w 60 roku, zmarły w 127) pisał, że zwyczaj obdarowywania się na wiosnę zdobionymi jajkami Rzymianie przyjęli od Greków, a ci od Persów.

- Już 5 tysięcy lat temu Asyryjki, Greczynki i Rzymianki barwiły jaja strusie na kolor czerwony i wierzyły, że tak pomalowane  maja magiczna moc i pomagają rozwiązywać problemy miłosne.

- Jedna z legend mówi, ze zwyczaj malowania jaj wprowadziła św. Magdalena. Na wieść  o zmartwychwstaniu Chrystusa pobiegła radosna do domu i tam zobaczyła, że wszystkie jaja w spiżarni przybrały kolor czerwony. Włożyła je do kosza i obdarowała nimi apostołów, dzieląc się nowiną o pustym grobie.

- W tradycji chrześcijańskiej zwyczaj malowania jaj wziął się prawdopodobnie stąd, że w czasie wielkiego postu ich spożywanie było po prostu zakazane. Zdobiąc je, świętowano ich powrót na stół. Jaja farbowano w odwarach roślinnych: w łuskach cebuli na kolor brązowy, w wywarze z czerwonej kapusty na fioletowo, w burakach na czerwono, i ozdabiano je wzorami wykonywanymi igłą maczaną w roztopionym wosku. Zwyczaj ten przetrwał do dziś.

- Najstarsze polskie pisanki pochodzące Śląska i mają 600 lat.

- Najdroższe leżą w skarbcu kremlowskim  w Moskwie, Wykonane ze złota, ozdobione szlachetnymi kamieniami były własnością carów Rosji.

 


mamba


WIELKANOC W WIERZENIACH LUDOWYCH


Słońce w Wielkanoc wróży dobry urodzaj.

☼ Komu w tym dniu przy jedzeniu chleb z ręki wypadnie, tego spotka jakieś nieszczęście.

☼ Kto w Wielkanoc długo śpi – ten będzie dużo chorował.

☼ Młody chłopak przychodzący w Śmigus do domu jako pierwszy wróży dla niego szczęście; przyjście dziewczyny w rannej porze – zapowiada kłopoty i straty.

☼ Chłopak, który pierwszy obleje dziewczynę wodą, zostanie jej mężem.

☼ Dziewczyna dobrze zlana nie będzie chorować.

☼ Drugiego dnia świąt chłopak przychodził do panny, a ona zawijała najpiękniejszą pisankę w nową chusteczkę do nosa i dawała ja ukochanemu. W ten sposób mówiła mu, iż ma nadzieję, ze się z nią ożeni.

☼ Kiedy gospodyni piekła wielkanocne baby, gospodarzowi nie wolno było zaglądać do miski, w której rosło ciasto ani tym bardziej do piecyka. Sądzono, że od tego mogą mu posiwieć wąsy.

☼ w czwartek i piątek Wielkiego Tygodnia  nie wolno było rozpalać ognia w piecu chlebowym. Uważano, ze wtedy cała wieś skazana byłaby na głód z powodu suszy. Odwrócić tę klęskę mogło tylko moczenie w stawie dzieży tej gospodyni, która złamała zakaz.


mamba


HUMOR HUMOR HUMOR

CYTATY Z LEKCJI BIOLOGII:


- Płazy mają eleganckie serce.

- Pojawienie się odbytu było prawdziwą rewolucją.

- Są dwie drogi wyjścia powietrza: albo góra, albo dół.

- Kangur ma łeb do góry, dwie krótkie kończyny, dwie tylne długie, w worku ma brzuch, małego i ogon.

- Oko składa się z siatkówki i koszykówki.



CYTATY Z LEKCJI JĘZYKA POLSKIEGO:


- Jagna na szczęście nie była długo chora. Wkrótce umarła.

-  Antygona czuła miłość do brata i dlatego go zakopała mimo zakazu króla.

- Jacek Soplica miał długie rzęsy, dlatego nazywano go Wąsalem.

- Boryna był teściem żony syna Antka, Hanki.

- Doktor Judym do szkoły chodził w ciotki szpilkach.

- Gramatycznie rzecz biorąc, dziewczyna ma inna końcówkę niż chłopiec.


HUMOR HUMOR HUMOR